Ten artykuł miał się pojawić już na premierze bloga. Ten jednak nie jest w 100% tym oryginalnym tekstem, który przygotowałam.
Brzmiał tak:
Uczestniczyłam jakiś czas temu w rozmowie, podczas której padło takie oto stwierdzenie: „Ja wszystko robię sama w domu: sprzątam, piorę, gotuje a On nawet talerza po sobie do zlewu nie odniesie” Ciekawe zjawisko – pomyślałam i zabrałam się do zadawania pytań…
Spróbuj też je sobie zadać, jeżeli odczuwasz że masz podobny problem.
- A od kiedy tak się dzieje?
Od zawsze – odpowiedziała.
- Czy nie przyzwyczaiłaś go w takim razie do tego? Czy nie zabierałaś talerza, mówiąc „daj, daj ja to zrobię”?
Oczywiście, gdy poznajemy wybranka swojego życia możemy mieć zapędy do pokazania jakie to Perfekcyjne Panie Domu jesteśmy, jakie ogarnięte i w ogóle, ale na dłuższą metę, to może być męczące. Prawda? Co więcej druga osoba może nawet nie odczuwać, że coś jest nie tak. Przecież było tak „od zawsze”
- Czy rozmawiałaś z nim w takim razie, że to Ci przeszkadza?
Tylko nie chodzi mi tu o te fochy i westchnienia, tylko o spokojną asertywną rozmowę: Kochanie czuję się (jak się czujesz? – ja bym była zirytowana), gdy Ty nie odnosisz po sobie talerza, chciałabym żebyś pomógł mi sprzątać ze stołu po jedzeniu.
Jeżeli wyłączysz negatywne emocje i powiesz to w taki sposób, jaki wiesz, że do niego dotrze to powinno podziałać.
Cisza nastała, więc postanowiłam …..
I tutaj tekst urywam… bo przeszłam do zaproponowania rozwiązania typu: zróbcie listę, rozdzielcie zadania itd. To oczywiście dobre rozwiązanie i pewnie kiedyś do niego wrócę, ale głęboko przemyślałam jak to wygląda u nas w związku.
Kurczę, nie mamy standardowego podziału obowiązków …. Nie mogę podpisać się pod tym, że równy podział to jedyne dobre rozwiązanie.
Nasz podział obowiązków zależy od tego co się aktualnie u nas dzieje w życiu rodzinnym, a głównie zawodowym. Wyręczamy się, ale głównie, w tym czego druga osoba nie lubi.
Ja np. nie znoszę myć okien, więc go o to proszę lub nie i mimo tego, że nie jest to jego „obowiązkiem” – robi to.
On nie lubi składać ubrań i prawdopodobnie, mógłby po kawalersku trzymać je wszystkie na krześle, więc składam jego ubrania i układam mu w szafie, bo dla mnie nie jest to problemem.
Wiem, że on lubi mieć dużo rzeczy na wierzchu, gdy pracuje więc są miejsca w naszym mieszkaniu, których nie dotykam, nic nie chowam. On wie, że mnie to drażni więc jak kończy pracę w domu to zgarnia rzeczy z moich oczu – co się dalej z nimi dzieje też nie wnikam 🙂
Gdy są takie dni, że muszę wszystko robić sama (o borze szumiący – jak to brzmi), nie mam uczucia jakiegoś udręczenia. Mam za to głębokie przeświadczenie, że jeżeli ja będę miała kocioł, to on przejmie pałeczkę. To się sprawdziło już wielokrotnie – stąd moja pewność.
Jak do tego doszło?
To wynik wielu rozmów, o tym co jest dla nas ważne, co lubimy, a co nie.
Jeżeli Big, wie że nie czuję się dobrze w zagraconym czy brudnym domu, że nie mogę skupić się w bałaganie i wie ile czasu oraz pracy kosztowało mnie odgruzowanie naszego mieszkania, robi wszystko co w jego mocy, żeby zapewnić mi stan w jakim czuję się dobrze.
Przecież to na tym polega związek: na dawaniu sobie nawzajem tego czego potrzebujemy, a nie tylko na wzajemnym świadczeniu usług.
To chyba jedyny wpis, pod którym nie poproszę o komentarz – wystarczy, że potakniesz głową 🙂
Aga, w punkt! ? U nas też tak jest. Sztywny podział obowiązków nie miałby sensu. Mój Karol wraca do domu bardzo późno. Ja w stałych godzinach. Mam więc czas na robienie porządków, pranie, gotowanie itd. To że ja mniej pracuje na etacie, jest między innymi spowodowane tym, że on pracuje więcej. Najważniejsze żeby zachować równowagę
No tak, ale co jeżeli mój mąż nic nie robi w domu? Bo twierdzi, że prowadzenie domu do kobieca “funkcja”?
Katarzyna,
rozumiem, że nie czujesz się dobrze w tej sytuacji i chciałabyś to zmienić? Ja zawsze doradzam rozmowę. W tym przypadku poprzedzoną jednak zastanowieniem się jakie “funkcje” w takim razie ma Twój mąż. Tankuje, myje, oddaje do mechanika samochód? Odwozi dzieci do szkoły? Wykonuje drobne naprawy w domu? Wyprowadza psa na spacer? Opłaca rachunki? – jeżeli robi cześć tych rzeczy o których napisałam, to znaczy że coś w tym Waszym domu jednak robi 🙂 Bardzo często spotykam się ze stwierdzeniem, że Mąż “nic nie robi”, jak się nad tym dobrze zastanowić, to po prostu nie robi tych rzeczy, które Ty robisz. Jeżeli potrzebujesz wsparcia, w zakresie jakim Ty się zajmujesz, zwyczajnie z nim porozmawiaj. Nie ma w tym nic złego, żeby przyznać się przed najbliższą osobą, że potrzebujesz pomocy. Może rozwiązaniem będzie skorzystanie np. z usług firmy sprzątającej?
Tak, ale kobiety, które mówią, że mąż nic nie robi (co pewnie często jest pewnym przerysowaniem sytuacji) pewnie mają na myśli to, że i owszem mąż jedzie z samochodem do mechanika, ale to robimy raz na jakiś czasu. Idzie z dzieckiem do lekarza (ale przecież nie każdego dnia), wyprowadzi psa (ale może tutaj robi też przy okazji spacer i nie zajmuje mu to kilku godzin dziennie). A tutaj chodzi o te obowiązki, czy też zadania, które są niezbędne do funkcjonowania domu i rodziny, a które kobiety wykonują każdego dnia, a nie raz kiedyś (wyprowadzanie psa, to inna bajka). Bo jak zliczmy te wszystkie „tylko” prania, rozwieszania i zbierania, przygotowywanie posiłków razy 3 na dobę, planowanie ich (mam wrażenie, że mężczyznom się wydaje, że jedzenie samo pojawia się najpierw w lodówce, a później w magiczny sposób na talerzu), prasowania, plus milion innych drobnych rzeczy (zmiana rolki w toalecie, przetarcie umywalki czy wc – ilu facetów to robi? Tak, to pierdoły, drobiazgi, ale ktoś je musi zrobić), to robi się z tego 2-3 godziny dziennie minimum. A jeśli chodzi o Katarzynę, to warto rozmawiać, ale obawiam się, że jak facet jest przyzwyczajony do tego, że mama za niego wszystko robiła, a później żona, to raczej trzeba komunikować zmianę, a nie dyskutować. Bo nad czym tutaj dyskutować. Ja się nie pytałam, tylko zakomunikowałam, bo pewnego dania znudziło mi się usługiwanie wszystkim i branie na siebie wszystkich spraw. Kobieta nie jest wołem roboczym, a facet jak mieszka w domu, to też jego dom i jego obowiązki, nawet, jeśli pracuje zawodowo więcej. I nie ma tutaj znaczenia, czy mu się ta zmiana podoba czy nie. Nas kobiet, też nikt nie pyta, czy lubimy prasować, prawda? I wiem, że takie podejście pewnie wielu osobom się nie spodoba, ale moim zdaniem zajmowanie się przez kobietę większością rzeczy w domu, to jakiś chory absurd. Każdy w domu powinien mieć swoje obowiązki rozdzielone zgodnie z tym, ile czasu zabierają w tak zwanym życiu. Bo każdy z nas ma 24 h na dobę i nie wiadomo, ile będziemy żyć. A jak mąż pracuje więcej, to świetnie (pod warunkiem, że kobieta ma z tego jego „więcej” jakieś profity, a z obserwacji widzę, że zwykle nie ma). Mąż nie umie gotować? My kobiety też nie rodzimy się z tym talentem, tylko poświęcamy czas, żeby się tego nauczyć lepiej lub gorzej. Mam wrażenie, że często mężczyźni stawiają siebie w roli właściciela (domu, samochodu, psa), ale nie koniecznie w roli opiekuna. A bycie właścicielem a opiekunem, to dwie różne historie.